Dietetycy zazwyczaj uwielbiają swoją pracę. Przynosi im dużo radości i satysfakcji, zawłaszcza kiedy udaje się spełnić marzenia pacjenta o byciu zdrowym, szczupłym i w dobrej kondycji. Fajnie jest świętować z pacjentami ich małe i duże sukcesy, motywować i zachęcać do dalszej walki o zdrowie.
Jednak od czasu do czasu w gabinecie dietetycznym pojawia się pacjent, z którym współpraca jest bardzo trudna, a dietetyk przestaje wierzyć w swoje kompetencje i możliwości pomocowe.
W dzisiejszym artykule chcielibyśmy się z wami podzielić tym, jak poradzić sobie z trudnym pacjentem typu ”To nie jest moja wina!”
Winę za własną kondycję taka osoba przerzuca na rodzinę, środowisko, otoczenie. Wszystko, byle tylko nie przyznać, że to ja sam jestem odpowiedzialny za moje wybory i przez to za stan mojego zdrowia. Mechanizm jest dość prosty: jeśli nie przyznam, że jestem za coś odpowiedzialny, nie będę się czuł winny. Nie stracę dobrego zdania o sobie.. A my – ludzie – generalnie nie lubimy o sobie źle myśleć, prawda?
Jakie jest ryzyko postawy pt. „To nie moja wina”? Dopóki pacjent nie uzna swojej odpowiedzialności za sytuację, nie będzie miał motywacji do jej naprawienia.
W przypadku klienta z nastawieniem: „To nie moja wina”, praca z nim opiera się głównie na dwóch filarach, którymi są:
1. Budowanie odpowiedzialności pacjenta za jego wybory żywieniowe i pokazywanie konsekwencji odrzucania tej odpowiedzialności
2. Odwoływanie się do wcześniejszych pozytywnych doświadczeń pacjenta.
Pierwszy ma na celu umożliwienie pacjentowi przeżycia w wyobraźni negatywnych skutków pozostawienia spraw „tak, jak są obecnie”. Czyli – nie bójmy się skonfrontować klienta z wizją przyszłości, w której klient odczuwa konsekwencje zaniedbań, które często sam sobie zafundował (podkreślając, że to było na jego własne życzenie – trochę na zasadzie „kubła zimnej wody”: sprowokujmy go do przyznania się, że to jego wybory zaprowadziły go tam, gdzie jest). Pamiętajmy jednak, żeby następnie, praktycznie zaraz po tym negatywnej wizji, zbudować obraz tego, jak będzie, kiedy weźmie się za siebie, uzna, że tylko on ma moc zmienić coś w swoim życiu, i dajmy mu możliwość opowiedzenia na głos o tym, co się wydarzy i jak zmieni się jego życie, kiedy zrzuci kilogramy, wdroży dietę i aktywność fizyczną, w jaki sposób to wpłynie na niego i jego bezpośrednie otoczenie, komu jeszcze będzie służyć ta zmiana? Ważne też, żeby zaraz potem odnieść się do jego zasobów osobistych
(Fajnym narzędziem do pracy z klientem niezdecydowanym albo takim, który nie chce się zaangażować, są „pytania kartezjańskie”, które pomagają wyobrazić sobie konsekwencje podjęcia i nie podjęcia decyzji o zmianach.
W drugim – odwoływaniu się do wcześniejszych pozytywnych doświadczeń pacjenta – chodzi o budowanie skojarzeń przyczynowo-skutkowych odnoszących się do sytuacji, w których klient odniósł sukces, albo wykazał się zaangażowaniem, wytrwałością, konsekwencją. Skoro wtedy mógł, to znaczy, że już ma te cechy w sobie, i teraz trzeba znaleźć motywację – czyli powód, dla którego autentycznie warto wytrwać. I uwaga! – to wcale nie zawsze jest pierwszy powód, który podaje osoba odwiedzająca nasz gabinet. Często się zdarza, że pierwsze pomysły podajemy z perspektywy „głowy”, czyli zdroworozsądkowo. W pierwsze kolejności usłyszymy: „chcę schudnąć, żeby mieć lepsze zdrowie, kondycję, wygląd”, itp. i oczywiście będzie to prawda … I wtedy warto zadać pytanie, które weryfikuje poprzednią odpowiedź: „Jeśli to dla Ciebie naprawdę takie ważne, to dlaczego nadal się źle odżywiasz?” Powody, do których klient rzadko przyzna się na starcie, prawdziwe powody, które poznamy, jeśli pacjent zyska do nas zaufanie, i będzie chciał powiedzieć prawdę, to mogą być na przykład: „Bo czuję się samotny”, „Bo życie ucieka mi przez palce, a ja nie wiem, co z tym zrobić”, „Bo nie umiem postawić granic, i pracuję za dwóch, a szefowa wciąż dokłada mi nowych obowiązków”, „Bo kocham moje dzieci, ale nie umiem z nimi rozmawiać”. Bazujmy na tych tęsknotach serca. Jeśli uda nam się dotrzeć do prawdziwej motywacji klienta, jest szansa, że tym razem determinacja i konsekwencja w działaniu będą głębsze, a sam pacjent będzie bardziej zaangażowany w proces zmiany.
Możemy się też odwołać do wcześniejszych doświadczeń pacjenta w poszukiwaniu jakichś wzorców zachowań związanych z motywacją – czy pacjent potrafi wskazać konkretne momenty, w których odpuszcza dietę? W jakich sytuacjach najczęściej się poddaje? Co mu pomaga wytrwać? Co go „osadza” w celu? Jakie cechy charakteru mogą mu pomóc utrzymać się w procesie odchudzania?
A wy, jakie macie sposoby na współpracę z trudnym pacjentem typu ”To nie jest moja wina!”? Podzielcie się jak sobie radzicie w takiej sytuacji?
W kolejnych artykułach przedstawimy typy innych trudnych pacjentów i strategię na dobrą współpracę.